Przygotowanie duchowieństwa

Woroniecki Jacek OP

Przygotowanie duchowieństwa do kierowania duszami

na drodze do doskonałości

(publikowane: Włocławek 1924)

„Święty niechaj się jeszcze uświęci” (Ap 22, 11)

Z rolą Ojca Duchownego w Seminarium łączy się bardzo ważne zagadnienie przygotowania duchowieństwa do kierowania duszami wiernymi na drodze doskonałości.

Jeśli już w XVI w. św. Teresa bardzo dosadnie narzekała na braki wykształcenia kapłanów w tej tak ważnej materii1, to wątpić nie można, że wyłączność metody kazuistycznej w nauczaniu teologii moralnej ostatnich trzech wieków i jej negatywny charakter braki te jeszcze bardziej pogłębiły i że dziś powodów do narzekania byłoby dużo więcej. Przeciętny spowiednik doskonale umie sobie dać radę z penitentami, obarczonymi mniej lub więcej ciężkimi grzechami, ale niech zjawi się w konfesjonale osoba, która z grzechami śmiertelnymi zerwała i, wszedłszy na drogę doskonałości, potrzebuje, aby jej życiem duchownym ktoś rozumnie pokierował, spotka się ona najczęściej ze strony spowiednika tylko z ogólnikami, które jej wystarczyć nie mogą; pozbawiona kierunku, łatwo ulegnie ona spaczeniu i da nam tak często spotykany typ słodko-kwaśnej dewotki, drepczącej na miejscu i wiecznie niezadowolonej z księży, z siebie, a nawet i z Pana Boga.

Gruntowna sanacja tego stanu rzeczy może nastąpić tylko przez reformę nauczania teologii moralnej i powrót do starych tradycyjnych metod w tej gałęzi wiedzy teologicznej2. Na to jednak nie sposób czekać, sprawa bowiem jest pilna i dziś już trzeba pomyśleć o dopełnieniu w dziedzinie kierowania duszami ogólnego wykształcenia naszego duchowieństwa.

Umiejętność kierowania duszami ma to do siebie, że jest najściślej związana z własnym życiem wewnętrznym tego, który się bierze do kierowania duszami innych. Kto sam nie pomyślał o zorganizowaniu własnego życia duchowego i kto go w sobie systematycznie nie pielęgnuje, ten zawsze będzie w tej dziedzinie dyletantem, jeśli nie faryzeuszem – „Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.” /Mt 23, 4/

Tym się tłumaczy, że wprowadzenie przyszłych kapłanów do tej dziedziny duszpasterstwa łączy się ściśle z właściwymi zadaniami Ojca duchownego, mającego powierzone sobie kierowanie osobistym życiem wewnętrznym alumnów. Jeśli misję swą w seminarium oprze on na silnym doktrynalnym podłożu, zapewni on młodzieży seminaryjnej trwałe podstawy dla własnego jej życia duchowego i da jej jednocześnie główne zasady tej umiejętności kierowania duszami, która później w działalności kapłańskiej tak bardzo będzie jej potrzebna.

Winien on jednak bardzo świadomie ten cel postawić sobie przed oczami i nie tylko rachować się z nim w indywidualnym kierowaniu duszami kleryków, ale i dostosować do niego całą swą działalność: swe nauki, konferencje itd.; poza egzortami, działającymi na wolę i uczucia słuchaczy i mającymi na celu zachęcenie ich do wciąż gorliwszej służby Bożej, winien on miewać do nich i systematyczne konferencje czy też wykłady o życiu wewnętrznym, obejmujące je w całej pełni i stanowiące pewną systematyczną całość. Ułatwi mu to ogromnie jego własną pracę nad klerykami, dając możność jasnego wyłożenia wszystkim tego, co by inaczej musiał tłumaczyć z osobna każdemu.

Szkice podobnego programu wykładów dał nam już w 1920 r. w Revue d’Ascétique et de Mystique znany w dziedzinie teologicznej pedagog ks. Tanquerey S.S.3. Jednocześnie ukazało się nadzwyczaj cenne dzieło O. Garrigou-Lagrange OP Perfection Chrétienne et contemplation. Mamy się już więc na czym oprzeć.

Niniejszy referat ma na celu dać coś możliwie najkrótszego, najzwięźlejszego – wskazać te najistotniejsze zagadnienia, które choćby w najkrótszym cyklu konferencji winny być w każdym seminarium wyłożone. Dzielić się on bedzie na dwie części: pierwszą teoretyczną, zajmującą się tymi punktami nauki chrześcijańskiej, które dla życia wewnętrznego są najważniejsze i drugą, bardziej praktyczną, poświeconą temu, co by się nazwać chciało sztuką kierowania życiem wewnętrznym.

I

Centralne miejsce w nauce życia wewnętrznego zajmuje zagadnienie doskonałości chrześcijańskiej, bardzo zaniedbane w ostatnich wiekach i nieraz bardzo jednostronnie albo wprost fałszywie przedstawiane wiernym. Najlepiej przestudiować je w Summie św. Tomasza II-II qu. 184 i w magistralnym oświetleniu, jakie daje mu O. Garrigou-Lagrange w wyżej przytoczonym dziele. Od zrozumienia, że w doskonałości chrześcijańskiej miłość jest tym „unum necesarium” (Łk 10; 42) i że do niej się w ostatnim rzędzie wszystko w życiu wewnętrznym sprowadza, zależy i należyte zorganizowanie własnego życia duchowego i pokierowanie nim u innych.

Ponieważ jednak naauka o miłości chrześcijańskiej jest w kazuistycznych podręcznikach teologii moralnej szczególnie zaniedbana, koniecznym będzie kilka punktów dokładniej rozwinąć, opierając się najlepiej na cudownym traktacie, który św. Tomasz tej cnocie poświecił w Summie II – II qu. 23 – 46. Podamy go teraz w streszczeniu.

1. Najpierw trzeba będzie pokazać, czym jest sama cnota teologiczna miłości i jakie są jej charakterystyczne cechy: a więc jej przyrodzone podłoże – wola, jej nadprzyrodzone źródło – łaska, jej stan habitualny tzn. to stałe usposobienie woli, dajace wewnetrzną sprawność do aktów miłości nadprzyrodzonej, wreszcie prawa rozwoju cnoty milości, jako stanu habitualnego, jej wzrost i opadanie, w związku z rozwojem łaski w duszy.

2. Rozwinąwszy należycie samą naukę o miłości nadprzyrodzonej i o jej dwóch formach: aktualnej i habitualnej, trzeba będzie nastepnie zatrzymać się nad jej stosunkiem do przykazań i do rad ewangelicznych, poczym dopiero bedzie można uwydatnić róznicę między doskonałością chrześcijańską a doskonałością. Wypadnie tu może zatrzymać się nad doskonałością kapłańską.

3. Z kolei trzeba będzie poznać promieniowanie miłości w duszy i jej stosunek do pozostałych cnót moralnych, zarówno przyrodzonych jak i nadprzyrodzonych tzw. wlanych. Dla kierowania duszmi dobre zrozumienie tego zagadnienia, znanego pod nazwą connexio virtutum per charitatem, jest ogromnej doniosłości. Wielkiej również wagi jest należyte oświetlenie stosunku cnót przyrodzonych do nadprzyrodzonych i do samej miłości. Niedocenianie cnót przyrodzonych jest w naszych czasach bardzo rozpowszechnione i nawet w niejednym podręczniku etyki można się z nim spotkać. Jemu to zawdzięczamy ten pewien nieświadomy kwietyzm, z którym tak często się w sferach katolickich spotykamy, a także i wiele innych objawów fałszywej pobożności, bigoterii itp.

4. Nie będzie można pominąć i przeszkód, z jakimi się miłość w nas spotyka. Wypadnie więc pokrótce przypomnieć naukę o grzechu pierworodnym i ranach, zadanych przezeń naturze ludzkiej, a następnie rozwinąć na ich tle już bardziej szczegółowo naukę o trzech pożądliwościach i o siedmiu wadach głównych4. Kazuistyka ostatnich wieków, pomimo swej predylekcji do zajmowania się grzechami, zaniedbała zupełnie starożytną i nadzwyczaj doniosłą doktrynę o wadach głównych (nie grzechach głównych); dopiero w jej świetle można każdej jednostce pomóc, odkryć dominujące w niej złe skłonności, nad których opanowaniem będzie musiała popracować. Wypadnie uzasadnić tu głęboko rolę leczniczą i wychowawczą łaski.

5. Bardzo ważnym nastepnie bedzie zatrzymać się nad doktryną o zamieszkiwaniu i działalności Ducha Świętego w duszach sprawiedliwych. Wobec coraz bardziej rosnącego zainteresowania mistyką, koniecznym będzie dać przyszłym kierownikom dusz jasne pojęcie teologiczne o tej cudownej a tak tajemniczej dziedzinie życia nadprzyrodzonego, a łączyć się to będzie najlepiej z nauką o darach Ducha Świętego wraz z darem mądrości na czele.

6. Wreszcie trzeba będzie więcej czasu poświęcić samej nauce o modlitwie. Poddawszy ścisłej analizie udział, jaki w niej biorą wszystkie władze i czynniki psychiczne, przyrodzone i nadprzyrodzone, wypadnie nastepnie przejść wszystkie jej formy, a więc modlitwę ustną, liturgiczną i myślną, i zatrzymawszy się nad tą ostatnią pokazać jej stopniowy rozwój od dyskursywnego rozmyślania aż do kontemplacji w rozmaitych fazach, które zwykła przechodzić. W związku z nauką o darze mądrości, koniecznym będzie tu pokazać, czym są te początkowe objawy mistyki, które każdy spowiednik winien umieć odróżnić od ich rozmaitych podróbek. Doskonałym przewodnikiem tu będzie Droga doskonałości św. Teresy.

Oto główne punkty doktrynalne, które Ojciec duchowny winien przed alumnami rozwinąć, chcąc ich życie wewnętrzne należycie ugruntować, a jednocześnie i przysposobić ich do kierowania duszami wiernych na drodze doskonałości. Ma sie rozumieć, że możnaby jeszcze i inne zagadnienia wskazać, jak np. naukę o łasce, o Sakramentach, szczególnie o Eucharystii, ale te, któreśmy powyżej podali, wydały nam się najważniejsze, zarówno z racji swego najściślejszego związku z życiem duchowym, jak i z racji swego zaniedbania we współczesnym nauczaniu teologicznym.

Poza tym Ojciec duchowny winien będzie wciąż nacisk na to kłaść, że dusza nie może karmić się tylko pewnymi, wybranymi prawdami wiary, ale że wszystkie one powinny być ciągłą strawą, „etiam profunda Dei” (1 Kor 2, 10), nawet najbardziej ukryte przymioty natury Boga i tajemnice Jego życia w Trójcy Świętej.

II

Przejdźmy teraz do sztuki kierowania duszami. I tu też podkreślimy kilka punktów, które zdają się być najważniejszymi, ma sie jednak rozumieć, że ten program o charakterze bardziej praktycznym musi być bardziej indywidualnie stosowany i może ulec daleko idącym przekształceniom i uzupełnieniom.

1. Pierwszą rzeczą, którą trzeba dać zrozumieć duszy, zdecydowanej wejść na drogę doskonałości jest konieczność przełamania egoizmu wewnętrznego. Gdy człowiek oderwie sie od wszystkiego, do czego był na świecie przywiązany i wejdzie na drogę życia wewnętrznego, łatwo może ulec przekonaniu, że już uczynił to, co najważniejsze i że już go żadne wyrzeczenie nie czeka. Tymczasem tak nie jest. Dopiero, wszedłszy na drogę życia duchowego, znajdzie się on wobec konieczności dokonania największego wyrzeczenia, będącego najistotniejszą ofiarą, jaką dusza Bogu może złożyć – wyrzeczenia się siebie, tego upodobania w sobie, które grzech pierworodny wprowadził do naszej natury i które ją najgłębiej skaziło. Walka z pychą żywota, z tym ciągłym poszukiwaniem siebie, stanowi główną treść zapasów wewnętrznych, które każda dusza winna sama z sobą stoczyć. Kto tego nie pojmie i nie zrozumie wezwania Chrystusowego do zgubienia dla Niego swej duszy na to, aby ją znaleźć, ten, pomimo pozorów doskonałości, będzie bardziej szukał siebie w Bogu, niż Boga w sobie, będzie raczej posługiwał się Bogiem dla swoich zadowoleń wewnetrznych, niż służył Bogu dla szerzenia jego chwały; predzej czy później życie jego duchowe się wypaczy albo i zupełnie załamie. Jest to punk kapitalny – podstawowe nastawienie duszy. Wobec zachwaszczenia życia religijnego sentymentalizmem, tak strasznie egoistycznym w samym swym założeniu, i tak łatwo zaprawiajacym dusze do łakomstwa w życiu duchowym, nic nie ma donioślejszego, jak wyraźnie postawić przed duszami, rwącymi się do służby Bożej, ten absolutny postulat służenia Bogu przede wszystkim przez wzgląd na Niego samego, kochania Boga dla Boga, modlenia sie Doń dla Jego chwały, a nastepnie dopiero dla naszych potrzeb. Kto to zrozumie, ten będzie dostatecznie ostrzeżony przed niebezpieczeństwami, związanymi z życiem duchowym, w szczególności z życiem mistycznym.

2. Tak nastawionej do życia wewnętrznego duszy trzeba następnie dać pozytywny plan pracy. Samo unikanie grzechów, nawet już tylko powszednich, nie może tu wystarczyć; i w życiu duchowym jest horror vacui; trzeba dzień tak dobrem wypełnić, aby na zło nie było miejsca, inaczej grzechy wciąż będą wracać, i znowu coraz bardziej zanieczyszczać duszę. Trzeba więc duszy w tym momencie rozwoju dać mocny impuls do pozytywnej twórczej pracy nad sobą, a najlepszym polem do tego będzie praktyka miłości bliźniego. Weźmy choćby tylko wezwanie Zbawiciela: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół …” (Mt 5,43-48), a nietrudno nam będzie wyobrazić sobie, jak łatwo można by z gruntu przeobrazić swą duszę przez integralne wypełnienie tych zadań. Wrogów może nie mamy, ale któż nie ma przeciwników lub wśród znajomych osób, dla których nie żywi sympatii. Otóż nie kierować się tymi sympatiami, a raczej tam zawsze iść, gdzie ich nie ma, korzystać z okazji, aby robić dobrze tym, którzy nam robią źle, co za doskonały program pozytywnej pracy nad doskonałością, nad wyplenieniem z ukrytych zakamarków duszy skłonności do nienawiści i pożądania odwetu!

3. Ważnym następnie postulatem dla nadania pracy nad doskonałością charakteru jedności organicznej jest dążenie do uproszczenia, zjednoczenia, zcentralizowania życia wewnętrznego.

Walka z grzechami ma charakter defensywny, w której walczący musi się przerzucać na coraz to inny odcinek frontu; stąd o jedności trudno tu myśleć, gdyż trzeba uwagę tam wszędzie zwracać, gdzie grozi niebezpieczeństwo ciężkiego obrażenia P. Boga. Dążenie do doskonałości ma przeciwnie charakter ofensywny, gdzie inicjatywa ruchów jest w ręku walczącego, co mu pozwala zrobić sobie prosty i jednolity plan postępowania. Koniecznym jest przestrzegać dusze, dążące do doskonałości, aby się nie rozpraszały nawet w pogoni za cnotami, ale aby skoncentrowały cały wysiłek swej woli i całą uwagę umysłu na tym, co jest „jedynym koniecznym” (Łk 10, 42), to jest na miłości. Ona jest wedle słów św. Pawła „celem przykazania” (1 Tm 1,5). Ona jest „wypełnieniem zakonu” (Rz 13, 10). Ona jest „zawiązką doskonałości” (Kol 3, 10).

W żadnej cnocie człowiek nie może prawdziwych i trwałych postępów nadprzyrodzonych zdobyć, jeśli wysiłku swego nie oprze na miłości. Cnoty nadprzyrodzone żyją i rozwijają się miłością; św. Augustyn nazywał wogóle cnotę „ordo amoris”, widząc w niej ten porządek, ten ład, zaprowadzony przez miłość w poszczególnych dziedzinach życia moralnego. Zamiast więc się rozpraszać na różne strony, robić coraz to nowe postanowienia, prowadzić wykaz upadków i niecierpliwić się jednocześnie, że się postępów nie widzi, lepiej skoncentrować swe wysiłki w miłości, miłością zatopić się w Bogu, a On tam powoli wskaże, który zakątek duszy trzeba płomieniem tej miłości oczyścić i do wyższego poziomu nadprzyrodzonego podnieść.

4. Niemniej ważnym jest umieć pokierować modlitwą w różnych fazach jej rozwoju. Trzeba najpierw dać zrozumieć duszom, dążącym do doskonałości, skąd pochodzą trudności, spotykane na modlitwie. Dobra znajomość nauki św. Teresy i św. Franciszka o roztargnieniach i zbytnim przejmowaniu się nimi jest tu ogromnej doniosłości. Roztargnienia są jednak często dla nas wskazówką, gdzie tkwią nasze przywiązania, które potem przychodzą nam modlitwę przerywać; winny one przeto być też bodźcem, aby serce i wolę coraz bardziej odrywać od wszystkiego, co może duszy Boga przesłonić. Nic tak nie przeszkadza na modlitwie, jak niedość oczyszczone życie – aby się dobrze modlić, trzeba dobrze żyć!

Nastepnie jest bardzo ważnym strzec duszę przed przywiązywaniem się do radości doznawanych na modlitwie, czy to do łask “uczutych”, spotykanych na początku życia duchowego, czy nawet duchowych, przychodzących w późniejszych fazach. Musi ona być przygotowana na to, aby w najwiekszej oschłości wiernie dalej nieść Bogu służbę swą modlitwą, wiedząc, że taka modlitwa na zimno wiecej znaczy wobec tronu Bożego, niż wszelkie radości, tak łatwo zwracające nas od Boga do siebie.

Wreszcie bardzo ważnym jest umieć pokierować rozwojem samej modlitwy, w miarę jak przechodzi ona od niższych do wyższych swych form. „Nie ten się dobrze modli, kto wiele myśli, ale ten kto wiele miłuje”, mawiała św. Teresa i w tych słowach należy widzieć podstawowe prawo rozkwitu modlitwy. W miarę jak dusza sie wznosi po stopniach doskonałości, nie tylko zmysły, wyobraźnia i władze uczuciowe powoli milkną, ale i dyskursywna działalność rozumu coraz bardziej ustaje, przechodząc w intuicyjną; punk ciężkości przesuwa się jednocześnie do działalności woli, która coraz intensywniejszymi aktami miłości wyrywa się do Boga. W tym procesie rozwoju dusza rzadko kiedy może się sama rozeznać, nieraz będzie ona uważać za zastój lub nawet za cofanie się to, co będzie krokiem naprzód; to też pomoc i rada wykształconego w tej materii przewodnika będzie dla niej nieodzowna, tym bardziej, że w normalnym biegu rzeczy można się spodziewać, że wkrótce stanie ona u wrót mistyki.

Wobec tej ostatniej nie wolno spowiednikowi ani być zbyt łatwowiernym, ani zbyt sceptycznym. W dziedzinie łask mistycznych najważniejszym jest umieć rozróżnić to, co jest dane dla uświęcenia samej duszy (gratiae gratum facientes) od tego, co ma na cele wzmocnić jej wpływ na otoczenie (gratiae gratis datae), jak widzenia, objawienia, proroctwa, cuda i inne. Łaski ostatniego gatunku trzeba przyjmować, gdy Bóg je zsyła z poddaniem sie Jego woli i bez małoduszności, nie wolno jednak o nie się starać, ani się do nich przywiązywać. Inaczej rzecz się ma z oświecającymi łaskami mistycznymi; jako ukoronowanie życia łaski, mogą one być przedmiotem naszych pragnień i spowiednik, świadomy swych zadań, winien je bardzo cenić w duszach osób, którymi kieruje. Są to prawdziwe skarby Boże – potężne źródło odżywcze w życiu Kościoła, a jednocześnie jedyne antidotum na teozofię i okultyzm; pociągające do siebie tyle zacnych dusz.

5. Zatrzymaliśmy się dłużej nad kierownictwem samą modlitwą, ale bo też jest to punk kapitalny. Już tylko parę słów powiemy o oczyszczeniu duszy. Bez rozpraszania się na różne strony, jakeśmy to już zaznaczyli, ale ulegając posłusznie impulsom Bożym, dusza winna wciąż się oczyszczać, w miarę jak postepuje naprzód po drodze doskonałości: wzrost łaski bowiem odkrywa jej wciąż zanieczyszczenia tam, gdzie ich dotąd nie spostrzegała. I oto, aczkolwiek inicjatywę i kierownictwo oczyszczania ma sam Bóg, którego nadzór i wszechmoc nieskończona nie dadzą się wtłoczyć w nasze ludzkie ramki i formułki, to jednak można dojrzeć w przebiegu tego procesu pewien plan w najogólniejszych jego liniach. Nikt lepiej nie podpatrzył tego planu Bożego w oczyszczaniu dusz, co św. Jan od Krzyża, toteż znajomość jego doktryn jest dla kierownictwa duchowego ogromnej wagi.

6. Wreszcie na zakończenie jeszcze jedna uwaga, odnosząca się do stosunku między spowiednikiem a duszami, przezeń kierowanymi. Nie wolno spowiednikowi zapominać, że jest on tylko „przyjacielem oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca” (J 3, 29). Czuwając z największą gorliwością nad wiernością oblubienicy względem Boga Oblubieńca, nad jej uległością dla Jego świętej woli, nad czystością jej szaty godowej, winien on się nadzwyczaj wystrzegać, aby za dużo się nie wtrącać i sobą Chrystusa duszy nie przesłaniać; gdyby widział, że się na to zanosi, winien się zaraz wycofać. Wolno mu natomiast przy zachowaniu całej powagi, jakiej kierownictwo wymaga, poddać się dobroczynnemu wpływowi, który sam widok cudów Bożych w duszach wybranych wywiera: kierowanie aspiracjami do świętości winno jego samego uświęcać i będzie ono jednocześnie najlepszym dopełnieniem jego przygotowania do prowadzenia dusz po drodze doskonałości.

* * *

Na zakończenie parę słów o czytaniu duchownym kleryków. Ono też, podobnie jak całe kierownictwo życia wewnętrznego, które mają alumni w seminarium otrzymać, winno być ujęte w pewien program, a nie pozostawione fantazji lub wypadkowi. Należycie pokierowane, ułatwi ono w wysokim stopniu ojcu duchownemu jego zadanie i przyczyni się bardzo poważnie do wyrobienia w przyszłych kapłanach umiejętności prowadzenia dusz po drogach doskonałości.

Nie miejsce tu na obszerniejsze wskazówki bibliograficzne; przeciwnie ważniejszem będzie wskazać niewielką ilość najcenniejszych dzieł, których znajomość powinna być uważana dla kierowania duszami na drodze doskonałości za obowiązującą. Wskaże trzy takie dzieła, na które winna się uwaga kleryków w czasie studiów seminaryjnych zwrócić.

Pierwsze, to Konferencje Kasjana, ta pierwsza próba ujęcia w pewną systematyczną całość przeżyć i doświadczeń życia duchowego w pierwszych trzech wiekach chrześcijaństwa. Dzieło to podstawowe spotykamy w ręku niemal wszystkich wielkich Świętych Kościoła katolickiego; ono było drogowskazem ich świętości. Sam spotkałem je w żywotach świętych Benedykta, Dominika, Tomasza, Ignacego, Teresy, Franciszka Salezego, Alfonsa Liguoriego… Imiona te mówią chyba dość wymownie o wartości Konferencji Kasjana. Niezadługo będziemy je mieć po polsku w tłumaczeniu i opracowaniu ks. prof. dr. Ludwika Wrzoła.

Drugim podstawowym dziełem jest Wstęp do życia chrześcijańskiego czyli Filotea św. Franciszka Salezego. Wbrew mniemaniu, że jest to książka dla pań światowych, św. Franciszek chciał w niej dać naukę o doskonałości chrześcijańskiej dla ludzi wszelkich stanów, żyjących w świecie. Jak wiadomo, impuls do napisania Filotei dał Henryk IV, król francuski, który widząc działalność Świętego w Paryżu, zachwycony był tą jego umiejętnością wprowadzania zasad doskonałości chrześcijańskiej do życia codziennego osób, żyjących w świecie. Posiadamy dobry polski przekład Filotei, pióra ks. Aleksandra Jełowieckiego.

Wreszcie trzeciem podstawowym dziełem powinna być Droga doskonałości św. Teresy. Jest to najpiękniejszy może traktat o modlitwie, jaki Kościół w swym skarbcu posiada, arcydzieło zdrowego rozsądku w dziedzinie mistyki, jak się o nim kardynał Perraud wyraził. Doniosłość Drogi doskonałości na tym między innymi polega, że doprowadza nas ona do progu mistyki tzn. do tych pierwszych objawów cudownej działalności Boga w duszy, o których każdy kapłan, podejmujący się kierowania duszami na drodze doskonałości, coś wiedzieć powinien. Drogę doskonałości posiadamy w dobrym polskim przekladzie ks. biskupa Kossowskiego; nowe jego wydanie ukaże się niebawem u św. Wojciecha w Poznaniu.

Poza tymi arcydziełami z pierwszej ręki wymienić jeszcze można kilku autorów współczesnych, których pisma w szczególny sposób nadają się do czytania duchowego, mianowicie: Marmiona (posiadamy w polskim przkładzie), Dimmlera (szczególnie Sabbathruhe Seele und Beschauung), Sanderan, Garrigou-Lagrange i innych. Doskonały miesięcznik Vie Spirituelle, poświecony zagadnieniom życia wewnętrznego, powinien się znajdować w każdym seminarium duchownym.

Trzy jeszcze są źródła życia duchowego, których tu pominąć nie można.

Pierwsze – to Pismo Święte. Ojciec duchowny powinien pilnie baczyć na to, aby alumni umieli używać Pisma Świętego. Nie tylko do celów dogmatycznych i apologetycznych, ale i do celów moralnych, do przeniknięcia nim całego swego życia duchowego, swej modlitwy i pracy nad sobą.

Drugie – to liturgia. Ona powinna być dla każdego kleryka od pierwszego dnia wstąpienia do seminarium głównym regulatorem całego życia duchowego. Ojciec duchowny winien go wtajemniczać w życie liturgiczne tak, iżby później w działalności kapłańskiej ono było głównym inspiratorem jego duszpasterstwa. Niestety jesteśmy jeszcze od takiego pojmowania roli liturgii bardzo dalecy, a dla kierowania duszami po drodze doskonałości ma to ogromne znaczenie.

Wreszcie trzecie – to Żywoty Świętych. Ojciec duchowny winien być sam w nich bardzo oczytany, gdyż one są tym laboratorium, w którym teoria przechodzi przez próbę praktyki. Oczywiście, że mamy na myśli nie liche utwory hagiograficzne, niestety tak rozpowszechnione, ale prace wzorowe, których w ostatnich czasach coraz wiecej powstaje. Zadaniem ojca duchownego bedzie czuwać, aby biblioteka seminaryjna posiadała najwybitniejsze dzieła z tej dziedziny i aby alumni umieli z nich korzystać. Pomimo szczupłej ilości dobrych żywotów świętych w polskim języku, dałoby sie zestawić kilkanaście tytułów przeważnie tłumaczeń, które mogłyby wystarczyć na cały przeciąg pobytu w seminarium. Opracowanie pewnego planu w ramach historycznych byłoby bardzo pożyteczne; winno ono być podjęte przez ojca duchownego, w porozumieniu z profesorem historii Kościoła.

Oto najgłówniejsze postulaty, których wypełnienie mogłoby nam dać w krótkim czasie zastęp kapłanów uzdolnionych do kierowania duszami na drodze doskonałości. Potrzeba jest pilna. Aspiracje do lepszego życia, bardziej oddanego Bogu i Jego sprawom, coraz wyraźniej dają się odczuć wśród wiernych, wymagają one jednak bardzo starannego i umiejętnego pokierowania, inaczej nie tylko nie dojdą do pełni rozkwitu, ale mogą nawet zboczyć na bardzo niebezpieczne manowce; za owoc, jaki przyniosą, odpowiedzialni jesteśmy my kapłani.

Tymczasem ogół duchowieństwa zbyt mało jest do tej pracy przygotowany. Pamięta on doskonale Słowa Pańskie, wypowiedziane do proroka Ezechiela „Nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33,11) i dzielnie pracuje nad nawracaniem grzeszników, ale nie docenia ogromnej doniosłości umiejetnego pielęgnowania życia duchowego u tych dusz wybranych, które postanowiły nie grzeszyć i weszły odważnie na drogę doskonałości; nie pamięta on dostatecznie o tych ostatnich słowach Anioła z Apokalipsy: „Sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci” (Ap 22, 11), ani o tym zapewnieniu samego Zbawiciela „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości.” (J 10, 34).

1 Żywot r. 4,5,7,19,23. Zamek V, r.1; VI, r. 3.

2 Poświęciłem temu zagadnieniu referat na pierwszym Zjeździe Związku, odbytym we Włocławku w 1921 r. Ogłoszony został drukiem w Bibliotece Uniwersytetu Lubelskiego pt. Metoda i program nauczania teologii moralnej.

3 NB. W końcu 1923 r. ukazał się pierwszy tom pracy Tanquerey’a pt. Prècis de Théologie ascétique et mystique vol. 1. Paris – Tournal 1923.

4 Oprócz Summy św. Tomasz traktuje o niej też w Qu. disputatae de Malo quaestio 8.