Argentyna

Dwadzieścia pięć lat Siostry pracowały na misjach w Argentynie. W 1998 r. przekazałyśmy tamtejszą placówkę innemu zgromadzeniu. Dzieje tej, w jakiś sposób zakończonej, misji – są dla nas ciągle ważne, inspirują nas do pytania o aktualne zaangażowanie misyjne. Dlatego podajemy tu historię tej pierwszej w dziejach Zgromadzenia misji ad gentes.

W „Zorzy” z 30 września 1973 r. Magdalena Foland w artykule pt.: MISJE – działalność bardzo potrzebna! pisze: Argentyna jest jednym z bardziej rozwiniętych krajów Ameryki Łacińskiej. Alarmująco przedstawia się tu zwłaszcza stan oświaty, a także sprawa wiary i religii. W roku 1966 jeden ksiądz przypada na 4,5 tys. wiernych. To jeszcze ciągle zbyt mało…

Wanda – niegdyś osada polska – posiada tylko jeden, stary, drewniany kościółek postawiony jeszcze przez pierwszych osadników. Osiadły tu przed pięciu laty O. Ambroży Klunder stara się o wybudowanie nowego, murowanego kościoła. Ludność Wandy jest nie bardzo jeszcze świadoma własnej wiary. Oddajmy jednak głos O. Ambrożemu: 11 listopada 1967… I tu kiedyś przez ten kraj przechodził Jezus. Bożych śladów tu pełno wszędzie, ale chyba spełniają się słowa Janowej Ewangelii: Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Tu trzeba zaczynać od nowa, także wśród Polaków. Ochrzczeni są na ogół wszyscy, niektórzy i po dwa razy. Czeka mnie nie lada robota. Kościół trzeba w tym roku zacząć, a co gorsza ludzie domagają się tu manjow, czyli sióstr….nagli budowa kościoła, a z drugiej strony potrzeba zwiększenia sił duszpasterskich… Budzi się więc myśl sprowadzenia sióstr zakonnych, dla pomocy w pracy misyjnej. I tu wielkie brawa dla heroicznej odwagi Sióstr Dominikanek Misjonarek. Wiedziały, że będą miały dach nad głową, ale też wiedziały, że nie ma kościoła, a nawet ktoś z uczciwych powiedział s. Assuncie, że w kaplicy jest tylko 6 krzeseł, i Siostra chce tam jechać?, ktoś ostrzegał, że nie ma tam powołań. One jednak się wybrały.

A co dzieje się w tym czasie w Zielonce? Spełniają się marzenia O. Jacka Woronieckiego. Zakładając to Zgromadzenie w 1932 r. planował, że będzie ono wyłącznie misyjne. Rok 1970, w Zielonce trwa Kapituła Specjalna. Poleciła ona czynić starania o wyjazd na misje. Wieloletnie, cierpliwe, modlitewne oczekiwanie na pierwszą placówkę misyjną zaowocowało na tej Kapitule Specjalnej.

Bezpośrednia praca na misjach nabrała realnych rozmiarów, kiedy latem tegoż pamiętnego 1970 roku przyjechał do Zielonki O. Bronisław Trafas, misjonarz-werbista z Argentyny. Swoim entuzjazmem i gorliwością misyjną zapalił i otworzył nasze serca na działanie Boże. Przedstawił wielkie potrzeby tego kraju, w którym religia jest chlubą obywatela, a wiadomości religijne na ogół wielkim zerem. Odegrał on dużą rolę w podjęciu pozytywnej decyzji, co do wyjazdu do Argentyny. Matka Generalna Józefa Gebel ze swą Radą, po dłuższym przemodleniu i zastanowieniu się zdecydowała posłać do Argentyny trzy Siostry.

O. Trafas, widząc w swej parafii trudne warunki, znalazł nam miejsce według niego bardziej odpowiednie tj. parafię WANDĘ, gdzie proboszczem był o. Ambroży Klunder SVD. Zaczęła się wymiana korespondencji i po 2 latach załatwienia formalności, wyjazd stał się realny.

Już we wrześniu 1970 r. przychodzi zaproszenie od proboszcza parafii Wanda o. Ambrożego, by Siostry objęły pracę duszpasterską. W listopadzie 1970 r. siostry otrzymują pisemne zezwolenie biskupa diecezji Posadas, Jorge Kemerera, na osiedlenie się Zgromadzenia w jego diecezji. W maju 1971 r. Siostry otrzymują pozwolenie Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego na wyjazd trzech sióstr do Argentyny. 11 sierpnia 1972 r. odwiedza Zielonkę o. Klunder.

Pionierami pierwszej „przygody misyjnej” były zgłaszające się: s. Assunta Szwemin, długoletnia pracownica Instytutu Tomistycznego na Służewie, współpracowniczka w tworzeniu Biura Misyjnego w Warszawie oraz Dominika Sikora bardzo gorliwa katechetka na kilku placówkach Zgromadzenia. Już od dziecięcych lat – mówiła s. Dominika – nurtowały mnie sprawy misyjne, najbardziej do głębi serca wzruszyła mnie wiadomość, że ponad dwa miliardy ludzi nie zna Boga.

I oto dzień 23 września 1972 r., w naszej kaplicy w Zielonce wielka uroczystość misyjna. Ks. bp Jan Wosiński podczas Mszy św. poświęcił i wręczył s. Assuncie i s. Dominice krzyże misyjne. Wsłuchajmy się w słowa jego przemówienia:

…Ta Msza św. daje nam okazję do złożenia plonu dojrzałego w osobie tych dwóch sióstr, które reprezentują swoją wspólnotę, rodzinę zakonną w wyprawie misyjnej. W jakiejś mierze to wszystko, co Chrystusowego dzieje się w Kościele jest i powinno być nasze. Dlatego te dwie nasze siostry i wszystko co przedstawiają w swojej przeszłości i przyszłości niech będą naszym wspólnym darem ofiarnym, omodlonym i poleconym naszemu Boskiemu Arcykapłanowi… W czasie tej Mszy spełnia się przedziwna Tajemnica Bożej Miłości do całego świata w wydaniu Jezusowym, a On w swej miłości dopuszcza nas wszystkich do uczestnictwa…I cóż się dzisiaj właśnie spełnia? Chrystus chce się wypowiedzieć tutaj w naszym Zebraniu jako Ten posyłający i dlatego może my, zebrani tutaj, przyszliśmy po to, aby umocnić co potrzeba i kogo potrzeba, ażeby złożyć dary ofiarne, ale w tej Mszy św. przyszliśmy po to, ażeby Boski Zbawiciel świata mógł się poprzez nas wypowiedzieć „Idźcie, Ja was posyłam tam, gdzie Mnie jeszcze nie znają, ażebym mógł dzięki wam być tam obecny… Kogoż my dzisiaj wysyłamy? Dwie siostry, córki Kościoła Chrystusowego, córki wspólnoty Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek, pierwociny misyjnej wspólnoty… Nie było okazji dotychczas przeżywania takiej chwili. Czcigodne Zgromadzenie musiało czekać tyle lat, aż się doczekało spełnienia swojego posłannictwa misyjnego, specjalnie w tym Zgromadzeniu otaczanego pietyzmem, pieczołowitością, gotowością służenia, dlatego w tej wysyłce szczególnie siostry i matki uczestniczą, wydzielają z siebie cząstkę, jako przystało na wiernego sługę, nie poślednią, ale jedną z najlepszych… Pierwsze siostry wyjeżdżają na misje, pierworodne. Dlatego w tej dzisiejszej Mszy św. wszyscy pochylamy się nad tymi dwoma kandydatkami, które już otwierają skrzydła miłości swoich serc, swojego życia, ażeby wylecieć ze swego gniazda gdzieś w dalekie kraje Ameryki Południowej… Te dwie siostry stoją na starcie misyjnym, o którym trudno coś powiedzieć, bo to jest tajemnica miłości… Wiemy, że wszelkie rozpalone ognisko potrzebuje zarzewia, dorzutki…czyja to sprawa? Oczywiście tych, które podejmują krzyż misyjny…ale i my powinniśmy pomagać tym siostrom…trzeba będzie pilnować tych dwóch serc siostrzanych… Nasza Msza św. to dopiero pierwszy krok…
Przyjmijcie czcigodne siostry ten Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa .Wsparte mocą tego znaku zbawienia, zwycięstwa, dawajcie świadectwo Chrystusowi i Jego Ewangelii, aby dla ludzi, którym będziecie służyć spłynęło dobrodziejstwo Odkupienia.

I oto zebrałyśmy się u grobu Założyciela, u grobu O. Jacka Woronieckiego – pisze s. Teresa Kępińska. Kościół warszawski św. Jacka, niedziela 14. 01.1973 r., godz. 18.00. W prezbiterium przed ołtarzem szeroki klęcznik czerwono pokryty. Klęczą na nim dwie siostry: s. Assunta i s. Dominika. Ojciec Prowincjał Rajmund Koperski OP sprawuje Najświętszą Ofiarę. Wokół ołtarza Corona Fratrum. Werset responsoryjny jakby specjalnie na ten dzień wybrany (2 niedziela zwykła) „Oto przychodzę czynić Twoją wolę”. I psalm: „Złożyliśmy w Panu całą nadzieję, schylił się nade mną i wysłuchał mojego wołania, Boże mój, czynić Twą wolę, jest moją radością”…

Drogie Siostry – przemawia O. Prowincjał od ołtarza – gdy patrzymy na życie naszego Założyciela św. O. Dominika przypominamy sobie moment, gdy rozsyłał pierwszych braci. Zakon dopiero powstawał… Tu u św. Jacka, który szedł na ziemię naszych sąsiadów by nauczać i ukazywać jak żyć po Bożemu, spoczywają zwłoki Założyciela Sióstr O. Jacka Woronieckiego. W tym kościele dziś modlimy się o Boże błogosławieństwo na Waszą drogę i Waszą pracę… W tej wieczornej Ofierze Eucharystycznej zbieramy się wokół ołtarza, chcemy obok Hostii złożyć ofiarę tych dwóch sióstr, by ofiara ta wypraszała łaski potrzebne Kościołowi we współczesnym świecie. Idźcie, jesteście posłane.

Dary niesione do ołtarza w ten pamiętny dzień pożegnania nie były darem symbolicznym, ale osobowym, darem nielicznego jeszcze liczbowo Zgromadzenia, składanym wielkim sercem i duszą radosną przez całą wspólnotę zgromadzoną przy grobie swego Założyciela. W nawie głównej skupia się spora gromadka bliskich, przedstawicieli rodzin zakonnych, Sekretariatu i Biura Misyjnego i wielu innych, którzy przybyli modlić się razem z nami. Podczas dziękczynienia Koncelebransi przy śpiewie „Niwy polskiej cudny kwiecie”, poprzedzeni naszymi siostrami udają się do ołtarza z obrazem św. Jacka. Każda z sióstr trzyma w ręku przed chwilą otrzymany egzemplarz Biblii Tysiąclecia i wiązankę kwiatów. Koncelebransi wracają do ołtarza na dziękczynienie, a siostry prowadzone przez O. Przeora Szczepana idą do krypty… Klęczymy razem u grobu naszego Założyciela i Ojca naszego z Matką Generalną Józefą Gebel. Jest i M. Tomea. To chwila najbardziej wzruszająca i jednocząca zarazem…Msza św. dobiega końca – „Idźcie, jesteście posłane”.

W Zielonce wielkie przygotowania do wyjazdu: kupowanie różnych rzeczy, pakowanie skrzyń…

Zielonka, 19 stycznia 1973 roku, dzień wyjazdu Sióstr do Argentyny. O godzinie 6.30 Msza św. w intencji Sióstr. W ciągu dnia odwiedziny i pożegnania ze znajomymi, a o godz. 16.00 wspólna modlitwa pod przewodnictwem M. Józefy Gebel i wyjazd samochodem na Dworzec Gdański. Stamtąd siostry udały się pociągiem do Rzymu, gdzie zatrzymały się przeszło tydzień u SS. Franciszkanek Misjonarek. Dalszą podróż, która trwała do 17 lutego, siostry odbyły statkiem. 12 lutego s. Assunta pisze: …szczęśliwie przepłynęliśmy Atlantyk, płyniemy już wzdłuż brzegów Brazylii… Na statku jest 30 księży i 12 sióstr…Tęsknimy do lądu. Nareszcie zacznie się to, na co tak długo czekałyśmy…

O. Bronisław Trafas 22 lutego pisze do Zielonki: Przed paru minutami odwiedziły mnie dwie Wasze siostry jadące na swoją pierwszą placówkę misyjną do Wandy. Ucieszyłem się ogromnie, bo ze wszystkiego, co może dobrego zrobiłem w czasie mego urlopu w Polsce, to było najlepsze i to mi najwięcej sprawia radości. Oby za tymi dwiema pierwszymi tysiące Waszych sióstr d z i s i a j, jutro przyjechało tutaj. Cieszę się, żeście się nie zniechęciły, a zwłaszcza, że wasza Przełożona ze swoim świętym uporem i anielską cierpliwością doprowadziła do przeszczepienia Waszego Zgromadzenia na ziemię amerykańską. Módlcie się dużo za te dwie misjonarki, aby Pan Bóg był zawsze z nimi i aby jak najprędzej mogły wam napisać: Przyjeżdżajcie!!! Tutaj na was czekają miliony, ale nie miliony dolarów tylko miliony dusz… Jedno tylko mogę przyobiecać, że gdy przyjadę znowu do was chciałbym, żeby z Zielonki wyjechało jak najwięcej misjonarek…

O. Ambroży Klunder SVD pisał: Przyjechały (siostry) do Buenos Aires z tygodniowym opóźnieniem, bo statek się zepsuł. Potem podróż autobusem do Posadas. Po pół godzinie jazdy zaczął padać deszcz, jest noc, siostry nie spały raczej może ze strachu, bo któż go nie miał. Burza z piorunami, powalone drzewa, a my w pustkowiu…nie jeden raz autobus wpadł do rowu, mężczyźni wysiadają i muszą pchać. Dojeżdżamy z 12 godzinnym opóźnieniem. 36 godzin jazdy to pierwsza zaprawa, to dopiero Missiones. Pod wieczór WANDA…musiały się jakoś zadomowić, powrotu nie było. Siostry zabrały się na całego do pracy.

Siostry dotarły do Wandy, gdzie miejscowa ludność oczekiwała ich z otwartym sercem. Zastały tam mały, urządzony domek i zaczęły powoli poznawać teren i ludzi. Już w maju zaczęły prowadzić przedszkole.

21maja 1973 r.: Dziś mija tydzień, jak otwarte zostało nasze przedszkole. Mieści się w naszym dużym pokoju. Zapisało się 27 dzieci.

Wanda 1973 sDominika Dwa zdjecia Wanda ok 1990 Defilada przedszkolakow

20 sierpnia 1973 r.: Lanusse – nasz gospodarz – zawiózł nas do Indian, 7 km stąd. Mieszkają na polanie wśród lasu. Ich domki to dachy z laminy, czy z liści. W nich pali się ognisko. W koło śpi cała rodzina na czymś w rodzaju pryczy. Mnóstwo dzieci…

26 sierpnia 1973 r. s. Assunta pisze do M. Marii: …mogę teraz napisać, że wszystko, co otrzymałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania, zwłaszcza chyba teraz, kiedy odkryłam, jakim wielkim szczęściem jest powołanie misyjne…

Niedługo cieszyły się razem. 18 listopada tegoż roku, s. Assunta pisała: moja wielka troska w tej chwili, to S. Dominika. Wiem, że sprawa jest poważna. Byłam przecież przy jej operacji i wszystko widziałam,… byłam zbudowana postawą siostry i jej przyjęciem cierpienia… Niech się siostry nie martwią, że jestem tu bardzo osamotniona…jest tu naprawdę atmosfera rodzinna i każdy człowiek jest bliski…

O. Ambroży pisał: W maju, gdy wszystko zaczynało być lepiej, pojawiły się u s. Dominiki objawy chorobowe. Je coraz mniej, opada z sił, wymioty, wreszcie operacja okazała coś nie rokującego nadziei. Tak chciała żyć dla Wandy. Bóg jednak chciał inaczej. Wszyscy przeżywaliśmy jej chorobę. Dowodem wdzięczności za jej poświęcenie był fakt, że w ciągu 20 minut ludzie zebrali składkę na pokrycie kosztów jej powrotu do kraju, by może w Polsce szukać lekarstwa…

S. Dominika zmarła 26.listopada 1973 r. w szpitalu w Warszawie, przy ulicy Płockiej. Pracując na misjach, w krótkim czasie zdziałała wiele. Pamięć jej jest wciąż żywa wśród nas, choć tak krótko ją znaliśmy. A O. Antoni Koszorz SVD dodał: Trzeba wierzyć, że w planach Bożych ofiara jej życia była potrzebniejsza dla rozwoju młodego misyjnego Zgromadzenia niż jej praca.

A co mówiła sama s. Assunta? 7 grudnia 1973 r. pisała: Pusty zrobił się teraz dom w Wandzie. Przedtem, gdy jeszcze była S. Dominika nie czułam tak tego. Ona już spełniła swoje zadanie. Tym bardziej trzeba się wziąć do pracy, bo wszystko po prostu woła o pomoc… S. Assunta została sama, pracując za dwie.

20 marca 1974 r. s. Assunta pisała: Teraz przynajmniej poznaję naprawdę życie misjonarzy. Nie da się tego napisać w liście, że nie jest ono usłane samymi różami. Codzienne dziękuję Bogu, że tu jestem. Pisałam to już kilka razy, ale powtarzam jeszcze, że właściwie dopiero teraz znalazłam w życiu zakonnym to, czego podświadomie szukałam nie wiedząc co to jest.

2 listopada 1974 r.: Coraz mocniej jestem przekonana, że teraz misje to po prostu przeciwstawienie się jakiejś potwornej sile przeciwnej Bogu… Naprawdę nie wiem jak trzeba oddać całe życie, modlitwę, pracę i wszystko, aby ludzie poznali, aby coś „zadźwięczało”…

Po śmierci s. Dominiki, na placówkę w Wandzie została wyznaczona s. Monika Drabik, która była katechetką na Saskiej Kępie. Zaczął się dla niej okres intensywnego przygotowania, a w Argentynie dla s. Assunty czas oczekiwania. W ostatnich miesiącach 1974 r., dzięki staraniom ks. Antoniego Koszorza SVD, dyrektora Biura Misyjnego s. Monika wyjechała na 4 miesiące do Belgii, na kurs języka hiszpańskiego. Wróciła pod koniec stycznia 1975 r.

9 lutego 1975 r. w Zielonce, w naszej kaplicy została odprawiona uroczysta Msza św. koncelebrowana przez o. Romualda Kosteckiego OP i ks. proboszcza naszej parafii, Zygmunta Abramskiego, w intencji s. Moniki.

16 lutego 1975 r., godz. 17.50 – wyjazd s. Moniki z Dworca Gdańskiego do Rzymu, gdzie umocniła swe siły duchowe łaskami Roku Świętego. Z Rzymu 24 lutego, odlot samolotem do Buenos Aires, gdzie oczekiwała na nią s. Assunta.

2 marca 1975 r. s. Monika dotarła autobusem do Wandy, aby tam, w codzienności, pełnić wolę Tego, który ją tam posłał. Nastały dni tęsknoty za krajem i wszystkim co polskie – pisała.

5 marca 1975 r. s. Monika napisała: Upłynął już w Wandzie wieczór i poranek dzień drugi. Podróż autobusem te 1000 km trwała 25 godzin. Mój biedny żołądek raz pod brodą, drugi raz niżej, mówię mu, wiesz bracie że na misje jedziesz !… S. Assunta całą drogę opowiadała mi wiele rzeczy, o których nigdy nie pisała. Dzisiaj o. Ambroży uczył mnie jeździć samochodem – przedostatnie pragnienie moje P. Bóg spełnia, jeszcze miałam jedno, ale ukryte, czuję, że też spełni. Tylko mówię Panu Jezusowi, czasami to za szybko mnie wysłuchujesz, musisz teraz trochę wolniej…

Oto następne, jedne z pierwszych wrażeń s. Moniki (23 marca): Co mi najbardziej dokucza: tęsknota, upał i robactwo…

W Zielonce trwają przygotowania do Kapituły Generalnej, na którą ma przyjechać s. Assunta jako delegatka. W tym czasie s. Monika dzieliła samotność misjonarskiego życia.
Co do wyjazdu s. Assunty – pisała s. Monika – …mogę zostać sama, myślę, że dam sobie radę, może być Matka o mnie spokojna…

12 sierpnia 1975 r. – wiadomość o wyborze M. Józefy Gebel, radość, wycałowałam wszystkie zdjęcia, gdzie była Matka…

06 lipca 1978 r.: Przeżyłyśmy – pisze s. Monika – wielką radość. Odwiedziła po raz pierwszy naszą placówkę nasza kochana Matka Generalna Józefa Gebel, aby poznać nasze warunki życia i pracy. Matka pozostała z nami do 25.08 zachęcając nas i dodając nam ducha do dalszego kontynuowania podjętej pracy dla dobra tutejszego Kościoła.

5 sierpnia 1978 r. M. Józefa pisała z Argentyny: Wczoraj łączyłyśmy się z wami w przeżywaniu uroczystości św. O. Dominika… Prosiłam go gorąco o objawienie mi dalszych losów tej placówki, o to, która Siostra ma dołączyć… I gdyby przyszło mi wybierać spośród kandydatek, to wybrałabym tę, która umie żyć wspólnie i która umie zapominać o sobie. Ufam, że wszystkie inne zdolności będą jej przydane…

Rok 1979 to rok oczekiwania na przyjazd obiecanej nam przez Matkę trzeciej siostry – s. Maksymiliany Opiatowskiej – pisała s. Monika w kronice.

Cały styczeń trwały pożegnania s. Maksymiliany.

25 lutego 1980 r. s. Maksymiliana udała się samolotem z Okęcia do Buenos Aires. Widać postęp: s. Assunta i s. Dominika podróżowały pociągiem i okrętem, s. Monika – pociągiem i samolotem, a s. Maksymiliana tylko samolotem.

26 lutego 1980 r. s. Maksymiliana przyjechała do Wandy, radość nasza była pełna. Nasi parafianie urządzili wspaniałe przyjęcie, wyrażając tym swoje zadowolenie. Siostra zaczęła się uczyć języka hiszpańskiego i pomagać s. Monice w prowadzeniu kursu kroju i szycia.

1 marca 1984 r. Wandę odwiedził Ks. Prymas Józef Glemp, a od 06-12 kwietnia 1987 r. Argentyna przeżywała wielką radość: gościła u siebie Ojca św. Jana Pawła II. Z Wandy pojechało na spotkanie 40 osób. Była wśród nich s. Maksymiliana.

O inne wiadomości można pytać s. Monikę i s. Maksymilianę. Zapewne chętnie podzielą się wspomnieniami. W archiwum naszym znajduje się też bogaty zbiór listów pisanych przez Siostry.