Miłosierdzie i nasza na nie odpowiedź

Woroniecki Jacek OP

Miłosierdzie i nasza na nie odpowiedź

(drukowane w: „Szkoła Chrystusowa” XI(1935) nr 5, s. 193-210)1

„Bądźcie miłosiernymi
jako i Ojciec wasz niebieski miłosierny jest”
/Łk/2

Mając w dniach miłosierdzia mówić o miłosierdziu, nie sposób nie wznieść wzroku w górę do prawzoru wszystkich cnót, do ich Źródła i do ich Sprawcy. Sam Zbawiciel wzywa nas do tego tymi słowy, które nam św. Łukasz przechował w kazaniu na górze: „Bądźcie miłosiernymi jako i Ojciec wasz niebieski miłosiernym jest”. Zacznijmy przeto od krótkiego rozważania tego atrybutu Bożego, jakim jest miłosierdzie, aby potem zatrzymać się na odpowiedzi, z jaką winno się ono z naszej strony spotkać i zakończyć praktycznymi rozważaniami o sposobie i praktykowaniu miłosierdzia wedle wzorów Bożych.

I

Otwórzmy natchnione księgi Pisma Świętego, a wnet się przekonamy, że żaden przymiot Boży nie jest tak często wspominany i wysławiany, co miłosierdzie. Na każdej niemal karcie dźwięczy ten wyraz w otoczeniu przymiotników podkreślających jego głębię i moc, jego powszechność i trwałość i jego nieskończoną wartość dla dusz ludzkich. Nigdzie jednak hymn na cześć miłosierdzia Bożego nie brzmi tak silnie w Psalmach, które jako całość śmiało można nazwać pieśnią miłosierdzia Bożego. Kto by chciał w tej myśli przestudiować Psalmy, aby się przekonać, co one o miłosierdziu Bożym mówią, nie tylko by znalazł, że zaledwie mała ich liczba o nim nie wspomina, ale spotkałby się z najpiękniejszymi określeniami i opisami tego naczelnego atrybutu działalności Bożej. Przyjrzyjmy się niektórym z nich:

Oto najpierw uderza jak Psalmista nie zadowala się jednym tylko przymiotnikiem „miłosierny”, gdy mówi o stosunku Boga do ludzi, a podaje cały szereg pokrewnych wyrazów, chcąc jakoby wzmocnić nasze przekonanie o niezmierzonym miłosierdziu Bożym:

„Ale Ty, o Panie, jesteś Bóg miłosierny i łaskawy i cierpliwy i wielkiej litości i wierny” (Ps 85, 15).

„Miłosierny i łaskawy jest Pan: długomyślny i wielce miłościwy” (Ps 102, 8).

„Miłosierny i litościwy Pan” (Ps 110, 4).

„Litościwy, miłosierny i sprawiedliwy” (Ps 111, 4).

„Łaskawy i litościwy jest i cierpliwy i wszelkiego miłosierdzia. Dobry jest Pan dla wszystkich: i miłosierdzie Jego ogarnia wszystkie dzieła Jego” (Ps 144, 8-9).

Nieraz i to w różnych słowach i porównaniach zapewnia nas też Psalmista o tej wszechobecności miłosierdzia Bożego, ogarniającego wszystkie Jego dzieła. Zapewnia on nas np. że:

„Miłosierdzia Pana pełna jest ziemia” (Ps 32, 5; Ps 118, 64) i że w szczególności: czuwa nad tymi, którzy nadzieję swą pokładają w Panu:

„Oto oczy Pańskie nad tymi…, którzy ufają w miłosierdzie Jego” (Ps 32, 18), „Ono ogarnia ich zewsząd” (Ps 31, 10); i nie czeka przy tym, aż my pierwej się do niego udajemy, nie:

„Miłosierdzie Pańskie uprzedza nas” (Ps 58, 11; 78, 8), a następnie: „Idzie za nami poprzez wszystkie dni życia naszego” (Ps 22, 6).

Jest ono ponadto wieczne:

„Na wieki miłosierdzie Pańskie” – czytamy niemal w każdej księdze Starego Testamentu, a cały Psalm 135 powtarza te słowa jako refren w każdym swym wierszu. Toteż i Psalmista gotuje się przez wieki wysławiać miłosierdzie Pańskie i Jego wierność.

„Miłosierdzia Pańskie wiecznie opiewać będę: z pokolenia na pokolenie opowiadać będę ustami mymi wierność twoją. Rzekłeś bowiem: Na wieki wznosi się miłosierdzie na niebiosach: na nich też umocniona jest wierność słowa, które dałem tobie” (Ps 88, 2-3).

Zniżając się tedy do naszego ludzkiego sposobu myślenia i wyrażania się, natchnione księgi Pisma Świętego dają nam w szeregu obrazów i porównań głęboką naukę o miłosierdziu Bożym, o jego trwałości i wierności, o jego powszechności i mocy przenikającej cały świat i o tych uczuciach ufności i wdzięczności, które powinno ono w sercu ludzkim wzbudzać.

Cóż tedy dziwnego, że największe umysły chrześcijaństwa uderzone ta nauką, z którą się co dzień w Psalmach spotykały, starały się przeniknąć głębiej naukę o miłosierdziu Bożym i dokładniej ten przymiot doskonałości Bożej zanalizować. Nie łudzili się oni bynajmniej, by można było jej tajniki całkowicie przeniknąć, pomnąc na słowa Psalmisty:

„Któż jest tak mądry, aby chował to, i wyrozumiał miłosierdzia Pańskie” (Ps 106, 43); ale nawet niedoskonałe nasze rozumowania na ten temat wydawały im się ogromnej dla nas doniosłości; oni też pragnęli przyczynić się do wzmagania się z pokolenia przez pokolenie czci i ufności do tego, co w Bogu jest podstawą naszej nadziei zbawienia – do Jego niezmiennego miłosierdzia.

Toteż od Ojców i Doktorów Kościoła ze św. Augustynem na czele, poprzez wielkich myślicieli średniowiecznych, między którymi prym trzyma św. Tomasz, aż do teologów nam współczesnych, moglibyśmy uzbierać cudowną mozaikę tekstów rozwijających naukę o miłosierdziu Bożym i pokazujących, do jakiego stopnia jest ona w stanie porwać i przeniknąć zachwytem najpotężniejsze umysły ludzkie. Nie sami zresztą teologowie zrozumieli jej doniosłość: wystarczy otworzyć dzieła wielkich mistyków wszystkich wieków: takiej św. Katarzyny, św. Anieli, św. Teresy i wreszcie najbliższej nam św. Tereski Martin, aby znaleźć prawdziwe perły myśli chrześcijańskiej osnutych około tego nigdy nie starzejącego się tematu.

Zatrzymajmy się na chwilkę nad nauką o miłosierdziu Bożym taką jak wysnuli z Objawienia dwaj najwięksi myśliciele chrześcijańscy: św. Augustyn i św. Tomasz. U pierwszego znajdujemy ją rozproszoną w jego Komentarzu do Psalmów i przejawia się w niej obok głębi myśli i bujna wyobraźnia, niemniej jak i gorący temperament afrykański. Drugi ujął te same zagadnienia w ścisłe formuły scholastyczne i wcielił do swej syntezy teologicznej, pozostając jednak bardzo wiernym swemu mistrzowi.

Otóż obaj oni uczą, że miłosierdzie jest najwyższym atrybutem działalności Bożej, najwyraźniej świadczącym o wszechmocy Boga. Dla istot stworzonych miłosierdzie nie jest najwyższą cnotą, jest nią miłość Boga, która i samemu miłosierdziu daje jego pełną wartość. Ale dla Boga nie mającego nikogo nad sobą, któremu by winien był miłością się poddawać, najwyższą cnotą jest miłosierdzie, to jest ta wola czynienia dobrze tym wszystkim, którzy cierpią jakiś niedostatek i którzy sami nie są w stanie go zaspokoić3. Zaś porównując między sobą te dwie cnoty Boże, które w rządach Jego Opatrzności naczelne zajmują miejsce i które Pismo Święte tak często jedną obok drugiej wymienia, mianowicie miłosierdzie i sprawiedliwość, wykazują oni, że jak św. Jakub naucza w swym liście katolickim (Jk 2, 3), miłosierdzie przewyższa sąd tj. sprawiedliwość4. Mądrość Boża rządząca światem natchniona jest przede wszystkim miłosierdziem, ono wszędzie i zawsze łagodzi wymagania Jego sprawiedliwości i nawet w przybytku śmierci wiecznej miłosierdzie jeszcze będzie przeważało, zmniejszając znacznie miarę cierpienia, na jakie zasłużyli ci, którzy Bogiem wzgardzili.

Tę samą myśl mamy cudownie ujętą w kolekcie X niedzieli po Zielonych Świętach, w której Kościół modli się ustami kapłana następującymi słowy:

„Boże, który wszechmoc ponad wszystko, litując się i przebaczając, okazujesz, pomnóż jeszcze Twe miłosierdzie tak, iżbyśmy, podążając do tego, coś nam obiecał, byli przez Ciebie dopuszczeni do udziału w dobrach niebieskich”.

Oto naczelny ton miłosierdzia chrześcijańskiego: winno ono prawzoru swego szukać w górze u szczytów u „Ojca światłości, u którego nie masz odmiany, ani zaćmienia przemiany” (Jk l, 17).

II

Ale to wielkie miłosierdzie, z którym Bóg niejako wychodzi na nasze spotkanie, winno się z naszej strony spotkać z odpowiedzią i to z odpowiedzią godną wielkiej dobroci Bożej, odpowiedzią taką, jakiej się Bóg od nas spodziewa.

Otóż Bóg w odpowiedzi na swe miłosierdzie spodziewa się od nas dwóch rzeczy: najpierw bezgranicznej nadziei i ufności, następnie naśladowania Jego miłosierdzia przez praktykowanie tej cnoty względem naszych bliźnich.

Pierwszym odpowiednikiem z naszej strony na miłosierdzie Boże jest nadzieja, to druga z kolei cnota teologiczna, która ma za przedmiot Boga jako nasze największe dobro mająca nam zapewnić szczęście wieczne. Mniej doskonała niż cnota miłości, która nas wznosi do Boga dla Boga, a nie dla nas samych, jest ona jednak istotnym składnikiem doskonałości chrześcijańskiej i koniecznym przygotowaniem do miłowania Boga dla Boga: gdy nadzieja wzbudzi w duszy pożądanie połączenia się z Bogiem jako Źródłem szczęścia, wtedy dopiero może w niej powstać i miłość tegoż Boga nie tylko ze względu na szczęście jakie daje, ale ze względu na Niego samego, na nieskończoną Jego doskonałość i na Jego wolę najświętszą, która wszystko stworzyła na swoją chwałę i która chce, aby „co żyje, żyło Bogu” (Rz 6, 10).

Toteż i Pismo Święte pełne jest wezwań do nieograniczonej nadziei w miłosierdzie Boże i można powiedzieć nawet, że w Starym Testamencie nim tajemnica Wcielenia odkryła przed nami skarby miłości Bożej i wezwała do odpowiedzenia miłością na miłość, nuta nadziei w stosunku do Boga silniej brzmiała, niż nuta miłości.

Księgę Psalmów, którą nazwaliśmy hymnem na cześć miłosierdzia Bożego, można nazwać również i pieśnią nadziei, a jest ona pieśnią nadziei właśnie dlatego, że jest hymnem miłosierdzia. Sławiąc bowiem miłosierdzie Boże, nie może nie wzywać nas do odpowiadania na nie, a pierwszą odpowiedzią, jaka się winna w duszy wierzącej wzbudzić na myśl o miłosierdziu Bożym, jest ufność i nadzieja bez granic.

Z licznych myśli, jakie Psalmy na ten temat zawierają, na jedną chciałbym zwrócić tylko uwagę, oto, że przez nadzieję niejako zawłaszczamy sobie miłosierdzie Boże, czyli, że to miłosierdzie, gotowe każdego człowieka przeniknąć swą opieką, przenika go nią naprawdę tylko wtedy, gdy on mu zaufa i to w tej mierze, w jakiej zaufa. Widzieliśmy już w zacytowanych tekstach Psalmów, że miłosierdzie Boże nie każe na siebie czekać, lecz uprzedza nas i wychodzi niejako na nasze spotkanie i idzie za nami przez wszystkie dni życia naszego i otacza nas ze wszech stron, a jednak z dobrodziejstw jego korzystamy w całej pełni dopiero wtedy, gdy mu całkowicie zaufamy.

„Ufającego Bogu miłosierdzie Jego otacza ze wszech stron” (Ps 31, 10).

„Niechże będzie miłosierdzie Twoje Panie nad nami, w tej mierze jako my w Tobie mamy nadzieję” (Ps 32, 22). „Fiat misericordia Tua super nos, quemadmodum speravimus in Te”. Słowa te, które Kościół pomieścił w zakończeniu najpiękniejszego swego hymnu chwalebnego, najlepiej streszczają cała naukę o miłosierdziu i nadziei: z tego miłosierdzia Bożego nieskończonego w sobie, tyle wyzwolimy dla siebie, czy też tyle zawłaszczymy pomocy i opieki, na ile nasza nadzieja się zdobędzie. Nieskończone w sobie, nam jest ono udzielane w pewnej skończonej mierze, bo sami jesteśmy istotami skończonymi, ale miara w jakiej jest nam ono udzielane nie jest ograniczona do jakiejś małej ilości, która nie może być przekroczona; przeciwnie, może ona być powiększona bez końca, a miarą tego wzrostu miłosierdzia Bożego względem nas jest miara wzrostu naszej nadziei we wszechmoc Jego dobroci.

Boć fundamentem tej nadziei nie jest nasza mniejsza czy większa wierność Panu i doskonałość, zawsze skończona i ograniczona i niedociągająca do ideału, który w duszy nosimy, ale nieskończona dobroć Boża „omnipotentia auxilians”, wszechmoc Boża gotowa się zniżyć, aby nam przyjść z pomocą – słowem nieskończone miłosierdzie Pana. Stad też i zło, które w sobie widzimy mniejsze lub większe, a choćby i największe, nie powinno być przeszkodą naszej nadziei, z chwilą kiedy mamy mocną wolę się go wyrzec.

Tę doktrynę wysnutą z Pisma Świętego i tak głęboko opracowaną przez wielkich naszych teologów cudownie pojęła św. Tereska Martin. Aczkolwiek wiedziała dobrze, że przy pomocy łaski Bożej zdołała się uchronić przez całe życie od grzechu śmiertelnego, nie na tym bynajmniej opierała swą nadzieję: „Choćby sumienie moje obciążone było grzechami całego świata nie straciłabym mojej ufności, ale z sercem pękającym z bólu i żalu pospieszyłabym co prędzej rzucić się w objęcia mego Zbawiciela… Znam bowiem całą głębię miłości i miłosierdzia Pańskiego5. Gdzie indziej dodaje ona: „Co najbardziej obraża Jezusa i rani Jego Serce – to brak ufności z naszej strony”. To był drugi wielki grzech Kaina, większy od pierwszego, gdy, zabiwszy brata, mówił: „Większa jest moja nieprawość niżbym zasłużył przebaczenia” (Rdz 3, 13).

III

Na miłosierdzie Boże winniśmy tedy odpowiedzieć nadzieją i ufnością. Ale to jeszcze nie wszystko: winniśmy je też naśladować w naszym życiu: to jest druga odpowiedź, której się miłosierdzie Boże po nas spodziewa, gdy uprzedza i wychodzi niejako na nasze spotkanie.

Głębsze uzasadnienie tego wezwania Chrystusowego do naśladowania miłosierdzia Boga Ojca, który jest w niebiesiech, da się znaleźć w nauce o Opatrzności Bożej i udziale, jaki nam Bóg w jej rządach wyznaczył.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że położenie człowieka na świecie jest o wiele gorsze niż położenie stworzeń nierozumnych, o tyle mniej doskonałych od niego. Podczas gdy bowiem te ostatnie wszystko z rąk przyrody otrzymują w stanie gotowym do spożycia, tak iż same ani sieją ani żną, a Ojciec niebieski je karmi, to człowiek przeciwnie, musi w pocie czoła uprawiać ziemię, która sobie pozostawiana, tylko ciernie i osty mu rodzi.

A jednak głębsze zastanowienie nad położeniem człowieka we wszechświecie każe nam dojść do wniosku, że upośledzonym on nie został i że w planie Opatrzności Bożej przyznane mu zostało wyjątkowe miejsce. Zapewne, że przez nieposłuszeństwo pierwszych rodziców położenie jego pogorszyło się i siły i zdolności zmalały, ale zasadnicze składniki jego natury nie zostały naruszone. Powołany do godności rozumnego współpracownika Opatrzności Bożej, winien on sam sobie radzić, sam kierować swym życiem i sam też kiedyś za nie przed Stwórcą musi odpowiedzieć. W tym celu obdarzony on został rozumem, który go upodabnia do Boga i z którym łączą się te dwie istotne cechy charakterystyczne jego natury: konieczność życia w społeczeństwie i mowa. Dodajmy do tego jeszcze ten cudowny instrument, jakim jest ręka, dzięki której człowiek przetwarza otaczające go dobra przyrodzone i z surowców wytwarza wszystko, co mu jest konieczne do zaspokojenia jego potrzeb, – a będziemy mieli te cztery składniki jego natury, które mu pozwalają współpracować z Opatrznością Bożą, a mianowicie rozum, społeczeństwo, mowę i dłoń.

Oto są przyrodzone ramy, w których Opatrzność Boża postawiła ród ludzki, a i życie nadprzyrodzone, do którego został on podniesiony w tych samych ramach zostało zawarte. Wielka społeczność nadprzyrodzona jaką jest Kościół, ma za zadanie objąć nie tylko wszystkich ludzi pojedynczo wziętych, ale i wszystkie społeczności od najmniejszej tj. rodziny do największej tj. państwa. Wszystkich ludzi jak i wszystkie te społeczności przyrodzone pragnie on natchnąć duchem solidarności nadprzyrodzonej na to, aby zarazem jednostki jak i grupy społeczne świadomie współpracowały z Opatrznością Bożą w wypełnieniu wielkich Jej planów na ziemi.

Nie trudno pojąć, jaką rolę winno tu odgrywać miłosierdzie i jak to całe współdziałanie z Opatrznością Bożą zarówno jednostek jak i grup społecznych winno się wzorować na tym najwyższym przymiocie działalności Bożej, jakim jest miłosierdzie.

To nam właśnie przekazał św. Łukasz w tym wezwaniu Zbawiciela do naśladowania miłosierdzia Ojca niebieskiego, zawartym w kazaniu na górze.

Ale jest tu coś więcej. To przenikniecie się duchem miłosierdzia Bożego jest, jak nas tenże Zbawiciel uczy, najlepszym środkiem zaskarbienia sobie miłosierdzia Boga, tak iż po nadziei nic nam nie daje tyle praw do miłosierdzia Bożego, co czynna praktyka tej cnoty.

W szeregu błogosławieństw otwierających kazanie na górze mamy na piątym miejscu wezwanie do miłosierdzia:

„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5), a u św. Jakuba czytamy tę samą naukę, tylko ujętą negatywnie:

„Sąd bez miłosierdzia tym, którzy nie mają miłosierdzia”. Biada temu, który nigdy nie zadrżał na widok tych słów.

Nie sposób tu rozwijać całej nauki ewangelicznej o praktyce miłosierdzia i analizować tych wszystkich przypowieści, które się do niej odnoszą, jak np. przypowieść o bogaczu i Łazarzu (Łk 16), o biednej wdowie (Mk 12), o sądzie ostatecznym (Mt 25), i tyle innych. Jasne jest z tej ostatniej, że miłosierdzie nie ogranicza się bynajmniej tylko do jałmużny, do wspomagania materialnego tych, którzy znajdują się w potrzebie, ale że rozciąga się do wszystkich niedostatków, na które bliźni może cierpieć i które winny w nas wywołać zawsze tę szczerą chęć ulżenia mu, wzięcia choćby tylko w duchu, części ciężaru, który na nim ciąży, na swe własne plecy.

Nie sposób też zatrzymywać się nad rozwojem tej nauki w dziejach chrześcijaństwa, nad tymi cudownymi przykładami miłosierdzia, jakie zrodziła w ciągu wieków i dziś jeszcze nie przestaje rodzić, jak również nad tymi surowymi akcentami gniewu i oburzenia największych mocarzy ducha na widok, jak to możni tego świata zostają nieraz na nią nieczuli, jak w zatwardzeniu serc zapominają o tych wezwaniach chrystusowych i sami zagradzają sobie drogę do miłosierdzia Chrystusowego.

Natomiast dobrze będzie podkreślić jeszcze jeden bardzo ważny moment zajmującego nas zagadnienia, mianowicie w jakim nastroju ducha należy pełnić miłosierdzie na to, aby i na Boże miłosierdzie zasłużyć. Wiemy bowiem wszyscy, jak często nie z najwyższych motywów pełni się uczynki miłosierdzia. Dziś szczególnie, kiedy wciąż się tyle zbiera i kwestuje i to na cele, jeśli nie złe to nieraz zupełnie zbędne lub nierealne, ludzie coraz bardziej nawykają do dawania jak się mówi „dla odczepnego” i to często nie umiejąc ukryć niezadowolenia.

Otóż mamy już w Starym Testamencie wyraźne wskazówki, w jakim nastroju ducha mamy wykonywać dzieła miłosierdzia:

„W każdym datku wesołą czyń twarz twoją, a z radością poświęcaj dziesięciny twoje” (Syr 35n). A i św. Paweł podobnie nas poucza:

„Kto użycza – w prostocie, kto przełożony – w posługiwaniu, kto czyni miłosierdzie – z wesołością” (Rz 12, 8).

„Wesołego bowiem dawcę miłuje Pan” (2 Kor 9, 7).

Widzimy z tych słów, że w akcji miłosierdzia chrześcijańskiego sam datek nie jest jeszcze wszystkim, że nie jest nawet najważniejszym czynnikiem. Sposób dania, sposób obcowania z potrzebującymi, zainteresowanie się nimi, wysłuchanie ich potrzeb i żalów, wyrozumiałość dla zła moralnego w ich życiu, tak często nędzą spowodowanego, wreszcie otoczenie ich nadprzyrodzoną opieką modlitwy – oto czego miłosierdzie chrześcijańskie od nas żąda. Nieraz datku dać nie można, ale tej miłości w sposobie obcowania nigdy odmawiać nie wolno, i winno ono zawsze wzbudzać w duszy radość, że się ma udział w rządach Opatrzności Bożej, która raczy się posługiwać tymi, których pod tym lub innym względem lepiej uposażyła dla poratowania tych, którzy cierpią niedostatek.

Już sama ta radość wielką zawiera w sobie nagrodę dzieł miłosierdzia, jeszcze większą jest wdzięczność tych, którym oddano usługę i ich modlitwy dziękczynne za dobroczyńców. Przepiękną scenę takiej wdzięczności za dzieła miłosierdzia mamy w Dziejach Apostolskich (9, 36-43) w opowiadaniu o wskrzeszeniu przez św. Piotra Tabity w Joppie; a św. Jan w swej księdze Objawienia doskonale wyraża doniosłość tego, cośmy w tym życiu uczynili, w tych słowach: „Błogosławieni umarli, którzy umierają w Panu… albowiem uczynki ich idą za nimi” (Ap 14, 13).

IV

W ciężkich czasach, jakie przeżywamy, ogromnej doniosłości sprawą jest przejąć się duchem miłosierdzia chrześcijańskiego w całej jego pełni.

Pod tym względem ustępujemy znacznie innym narodom na Zachodzie, a to tym bardziej, ze skrępowanie polityczne w okresie porozbiorowym zniosło wiele instytucji dobroczynnych, fundowanych w dawnych wiekach i przeszkodziło powstawaniu nowych. Zatraciliśmy starą tradycję fundacji dobroczynnych opartych na zasadach miłosierdzia chrześcijańskiego, zastąpiliśmy ją opieką społeczną, łudząc się, że te niezliczone potrzeby rzesz upośledzonych dadzą się zaspokoić przez urzędników przez okienka w ich biurach.

Nie brak i u nas ludzi gorąco przejętych tradycją miłosierdzia chrześcijańskiego, aby wspomnieć tylko Towarzystwo św. Wincentego à Paulo rozwijające się coraz piękniej w naszych miastach, a nawet zaczynające przenikać i do parafii wiejskich. Ale to tylko garstki, a tu potrzeba całych zastępów; trzeba, aby ten poryw miłosierdzia poruszył tłumy wiernych, wśród których tyle jeszcze jest żywej wiary. Nieraz się mówi, że są u nas jeszcze wielkie kapitały wiary, ale że są bardzo słabo oprocentowane, podczas gdy na Zachodzie w takiej np. Francji kapitały się znacznie skurczyły, ale o wiele lepiej procentują. Otóż więc pierwsza dziedzina, w której winniśmy się starać więcej wyciągnąć z gorącej wiary szerokich sfer katolickich naszego kraju, niech będzie dziedzina miłosierdzia, ta dziedzina tak zaniedbana dotąd, a tak droga sercu Zbawiciela.

Wielki to obowiązek względem Boga ale też i względem narodu. Jakże tu można mówić o prawdziwej miłości Ojczyzny, gdy się z obojętnością patrzy na nędzę swych rodaków i nie robi dostatecznych wysiłków, aby jej ulżyć!

Tydzień miłosierdzia winien być tygodniem rachunku sumienia zarówno jednostek jak i grup społecznych ze sposobu, w jaki wypełniają ten podstawowy obowiązek doskonałości chrześcijańskiej.

Winien on być tak samo tygodniem modlitwy o wzmożenie ducha miłosierdzia, o zmiękczenie serc tych, którzy nieczuli są dotąd na głos nędzy, o wytrwałość dla tych, którzy miłosierdzie chrześcijańskie praktykują z tym, aby się coraz głębiej przejęli jego duchem; i sami coraz więcej z niego czerpali łask i zasług, wreszcie o ducha ufności w rządy Opatrzności Bożej dla tych wszystkich, których ta Opatrzność ciężej doświadcza w tym życiu i którzy tak bardzo potrzebują naszego miłosierdzia.

A że Opatrzność Boża zwykła podnosić poziom życia nadprzyrodzonego w społeczeństwach przez jednostki mocniejsze duchem, przez tych przywódców duchowych, których świętymi zwiemy i wśród których mamy tylu prawdziwych bohaterów miłosierdzia chrześcijańskiego, przeto prośmy Pana, aby i naszym czasom nie odmówił takich postaci, które by za wzorem św. Jana Kantego, św. Wincentego à Paulo, ks. Boduena, Fryderyka Ozanama i tylu, tylu innych przewodzili innym w dziełach miłosierdzia. Trzeba nam jakichś nowych mocniejszych impulsów, a te nam dać mogą tylko jednostki, które same intensywniej odczuwają potrzebę ożywienia miłosierdzia na świecie.

O to wszystko winniśmy prosić Boga w tym tygodniu miłosierdzia, nie zapominając o tej, którą nazywamy Matką miłosierdzia, gdyż przez Jej błogosławione ręce przepływa ten żywy strumień miłosierdzia Bożego, któremu wszystko zawdzięczamy. Jej to zawdzięczamy Zbawiciela świata będącego największym dziełem miłosierdzia Bożego i największym dowodem jak dalece ono jest naczelnym przymiotem nieskończonej doskonałości Bożej. W największym akcie miłosierdzia, jaki świat widział, gdy Chrystus za nas ofiarowywał się na krzyżu, Ona jedna świadomy udział brała, łącząc się z całkowitym poddaniem się woli Bożej z ofiarą Syna, z wielkiej litości nad nami wszystkimi. Toteż z upragnieniem wyczekujemy momentu, kiedy Kościół św. dokładniej określi nieomylnym orzeczeniem udziału Maryi w odkupieniu świata i upoważni nas do wyznawania, że nie ma dzieła miłosierdzia Bożego, w którym by nie miało udziału i wielkie macierzyńskie miłosierdzie Najświętszej Panny, matki duchowej rodu ludzkiego.

Niech hasłem dni miłosierdzia będą te słowa Psalmisty:

„Mirifica misericordias tuas, qui salvos facis sperantes in te”.

„Okaż przedziwne miłosierdzie Twoje, Ty, który zbawiasz ufających w Tobie” (Ps 16, 7).

1W podanym tutaj tekście uwspółcześniono gramatykę i ortografię według aktualnie obowiązujących zasad; zachowano natomiast – jak w wydaniu publikowanym – pisownię małych i wielkich liter.

2 Przemówienie na Akademii w dniach miłosierdzia we Lwowie 1934 r.

3 Summa 2-2 q. 30, art. 4.

4 Summa 1 q. 21, art. 4.

5 Duch św. Teresy od Dzieciątka Jezus, s. 143.