Rem tene, verba sequentur

Woroniecki Jacek OP

 

Rem tene, verba sequentur

 

(drukowane w: „Nasze boisko”. Zeszyt wychowanków oo. Dominikanów w Żółkwi (1937) 4, s. 4-5)[1]

 

 

            Jeśli „Nasze boisko…” ma być naprawdę terenem do ćwiczenia się w zapasach umysłowych i we władaniu piórem, a nie szkołą grafomanii, to niezmiernie ważnym powinno być dla jego pierwszych pracowników przemyśleć słowa starego Katona z Utyki „Rem tene, verba sequentur”.

            „Rem tene”, wiedz dobrze o czym chcesz pisać i nie chwytaj za pióro nim myśl dojrzeje. Jeśli w ogóle w życiu ogromnej doniosłości rzeczą jest wiedzieć, czego się chce, to dla pracy pisarskiej jest to niewątpliwie najważniejszym warunkiem powodzenia. Nie każda myśl, która przyjdzie do głowy, zasługuje, aby ją wylać na papier, a i ta, która warta jest utrwalenia, dopiero wtedy powinna być ujęta w zewnętrzną formę słowa, gdy do tego całkowicie dojrzeje.

            Wiemy dobrze, jak powoli nieraz ten proces dojrzewania myśli się rozwija, jak wymaga on długiego przeżuwania, nim nowy jakiś pomysł, który powstał w głowie, zostanie całkowicie przyswojony i nabierze wyraźnego kształtu. Pisać, nim ten proces się skończy, byłoby z wielka szkodą i dla własnego umysłu i dla czytelnika. Niestety jest to codziennym zjawiskiem, i można powiedzieć, że ta gorączka dziennikarska, pod której znakiem stoi cała współczesna praca piórem, jest w najwyższym stopniu za to odpowiedzialna.

            Ot potrzebowałbyś na przemyślenie jakiegoś zagadnienia lat kilka, a tu redakcja „Naszego boiska…” żąda, abyś w dziesięć dni wyczerpujący artykuł na ten temat napisał, w przeciwnym razie grozi, jeśli nie ekskomuniką, to utratą wysokiego honorarium. Cóż robić! Trzeba żyć!

            Tak powstają te niezliczone bzdury, których tyle się drukuje szczególnie po dziennikach i wobec których człowiek nie raz się drapnie w głowę i pyta ze starym Goethem „es muss sich doch darunter etwas denken lassen”.

            Gdy więc masz pisać, gdy cię ręka zaczyna swędzić i może mimo twej woli po pióro sięgać, najpierw zastanów się, czy dobrze już przemyślałeś to, co chcesz przelać na papier. A jeśli przekonasz się, że jeszcze nie, to lepiej odłóż pióro i pozwól myśli powoli dojrzeć.

            Bardzo to ciekawy zresztą jest ten proces dojrzewania myśli. Zdawałoby się, że o danym zagadnieniu wcale się nie myśli, że się o nim zapomniało zupełnie, i tylko od czasu do czasu człowiek je sobie przypomni z okazji czegoś przeczytanego lub usłyszanego, porówna z czymś innym i przez to ujrzy w nowym, niewidzianym dotąd świetle. I oto raptem wyłoni się ono gdzieś w głębi świadomości już w innej zupełnie postaci, jasne, proste, słowem sprowadzone do swych istotnych danych, wtedy, kiedy dawniej łudziło tylko zewnętrznymi pozorami.

            Wtedy dopiero czas, aby za pióro chwycić, ale i teraz nie należy się śpieszyć, a powoli dobierać słowa, nie zadowalając się pierwszym lepszym terminem. To jest ostatni okres dojrzewania myśli, w którym samo dobieranie słów zmusza umysł do ostatecznego sprecyzowania tego, co chce innym powiedzieć. I nie wolno się tu lenić i byle jakim wyrażeniem posługiwać. Gdy myśl naprawdę już do wypowiedzenia dojrzała, to byle jakie słowa jej nie wystarczą, ona pożąda wtedy termonów ścisłych, jasnych i w miarę tematu bardziej lub mniej barwnych lub strojnych, a zawsze prostych i zrozumiałych.

            Tak powstają dzieła większe lub mniejsze, które ludzie z radością czytają i które w ich umysłach pozostawiają trwały ślad. Wszystko inne będzie tylko „jako dym, który wiatr rozwiewa i jako pamięć przechodnia, który na jeden dzień się zatrzymał”.

[1]    W podanym tutaj tekście uwspółcześniono gramatykę i ortografię według aktualnie obowiązujących zasad; zachowano natomiast – jak w wydaniu publikowanym – pisownię małych i wielkich liter.